muzyka

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Mieliśmy po osiemnaście lat. Wiele planów, wspólne życie.. To była prawdziwa miłość. Umówiliśmy się w mojej ulubionej cukierni. 27 sierpnia, gorące lato. Miałam na sobie kwiecistą sukienkę przed kolano z kokardą na wysokości pasa. Długie włosy splecione w luźny warkocz po prawej stronie. Pojedyncze kosmyki zostawione wolno. Kiedy mama nie patrzyła pomalowałam rzęsy jej tuszem. Byłam od dwóch miesięcy pełnoletnia, ale najmniejszy kosmetyk był dla mnie czymś wyjątkowym. Nic dziwnego, takie były czasy. Sandałki ubrałam dopiero przed wejściem do cukierni. Wolałam chodzić boso, czułam się wtedy taka wolna. Zazwyczaj biegałam po polanach albo wspinałam się po drzewach. Gdzie by mi tam buty były potrzebne. Ale cukiernia to co innego. Tam nie wpuszczali boso.
Jak zwykle się spóźniał. Nie zwracałam na to większej uwagi. Właściwie to nie miałam nawet zegarka. Pani sprzedająca ciasteczka mi powiedziała, że było dziesięć minut po siedemnastej. Dziesięć minut to nie tak dużo. Tyle czasu potrzeba aby spokojnym krokiem dotrzeć z mojego domu na łąkę koło młyna.
Przed cukiernią zatrzymała się jakaś dziwna maszyna prowadzona przez człowieka. Dobrze mi znanego zresztą. Wszedł do środka, usiał naprzeciwko mnie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Powiedział, że pięknie wyglądam i doskonale pomalowałam rzęsy. Zarumieniłam się. Przypomniałam sobie o maszynie. Zapytałam co to i jak działa. Stwierdził, że najlepiej będzie jak sama przekonam się do czego służy jeden z pierwszych motocykli. Od małego byłam ciekawska, więc nic nie mogło mnie powstrzymać. Wsiedliśmy na śmieszny pojazd. Wyjechaliśmy z miasteczka. Coraz szybciej mijaliśmy młyny, domy, łąki. Wiatr przenikał przez rozwiane włosy. Takiego efektu nie uzyskiwałam nawet szybkim biegiem. To dopiero prawdziwa wolność. 
Wtedy zauważyłam stado krów wychodzących na drogę. Ani myślały się ruszyć. Przecież nie mogliśmy zrobić im krzywdy! Spanikowana, szarpnęłam mojego kierowcę za rękę, żeby skręcił. I faktycznie to zrobił, tylko za szybko, za spontanicznie.. Przed nami las. Już dawno stracił kontrolę nad motocyklem, nie mieliśmy szans. Siedziałam za nim, ręce oplotłam mu w pasie, schowałam głowę. Uderzyliśmy w drzewo. Zasłonił mnie i.. uratował mi życie, płacąc najwyższą cenę.
Nie mogłam pogodzić się z jego śmiercią. Prawie nie wychodziłam z domu. Później okazało się, że jestem w ciąży. Urodziłam małą dziewczynkę, kropla w kroplę przypominającą swojego ojca. To sprawiało, że ilekroć na nią patrzyłam miałam przed oczami wypadek. Po co mu był ten motocykl? Mieszkaliśmy w spokojnej, mało rozwiniętej wsi.. Tutaj nikt nie słyszał o takiej maszynie. Ale pochodził z miasta, tam wszystko było inne.. On był inny.


środa, 21 stycznia 2015

Powoli otwierałam oczy. Nigdy nie przypuszczałam, że może to sprawiać taki ból. Rozejrzałam się dookoła. Białe ściany, łóżko, jakieś urządzenia, okno. Poczułam drętwienie w prawej ręce. Wyciągnęłam ją spod cienkiej kołdry. Była zabandażowana.  I wtedy wszystko do mnie dotarło...
Wieczór. Siedziałam pod ścianą, drobna, krucha, zapłakana. Właściwie to krztusząca się płaczem. Miałam już tego wszystkiego dość. Wiedziałam, że mam wokół siebie kochających mnie ludzi. Powinnam była być szczęśliwa, ale nie potrafiłam. Czułam, ze nikt nie rozumie mnie i moich problemów. Trzymałam w ręku ostry, metalowy przedmiot. Miałam odwagę, wystarczyło tylko przejechać nim po ręce. No i stało się. Pierwsze, drugie, trzecie cięcie. Coraz więcej krwi. Niesamowity ból. Dopiero wtedy zrozumiałam, że tego nie chce. Ale było za późno. Nie wierzyłam, że ktoś wejdzie do mojego pokoju na czas. Dla znieczulenia, resztkami sił połknęłam tabletki nasenne. Nie wiem ile ich było, 2 albo 12. Nie umiałam sobie przypomnieć, ale to nie miało znaczenia. Usłyszałam głos, ale nie rozpoznałam go. Zastanawiałam się jedynie, czy już umarłam. Ciekawiło mnie co się stanie. Przecież nie ma czegoś takiego jak nic. Zawsze coś jest. Nie myliłam się. Szłam jakimś tunelem, dookoła błyskały kolorowe światełka. Spotykałam przyjaciół, znajomych, rodzinę. Z każdym chwilę rozmawiałam. Zachowywali się tak, jakby nic się nigdy nie stało. Nie miałam odwagi o to zapytać, więc tylko się uśmiechałam. Tunel powoli dobiegał końca. Stanęłam teraz na zielonej łące. W powietrzu unosił się zapach polnych kwiatów. Słyszałam pracę pszczół, grę konika polnego i marsz mrówek. Wzdłuż horyzontu łąka, ciągle taka sama. Ogromna, niekończąca się. Zrozumiałam, że tego w pewnym sensie chciałam, zabijając się. Stałam pośrodku sama. Ja i kilka robaków. Tak ma wyglądać wieczność? Co ja narobiłam..I wtedy coś się stało. Nie mogłam określić co to było. Powoli między granicą łąki a nieba przebijało białe światło. Po chwili obraz polany całkowicie zniknął.  Białe ściany, łóżko, jakieś urządzenia, okno. Poczułam drętwienie w prawej ręce. Wyciągnęłam ją spod cienkiej kołdry. Była zabandażowana. Czy to znaczy, że..? Tak, żyłam. Uratowali mnie. Oddycham. A tunel i łąka - sen? Bardzo możliwe. Czułam, jakby moje życie zaczynało się od nowa i jednego byłam pewna - nie zmarnuję go.




niedziela, 18 stycznia 2015

Była piękna. Najpiękniejsza. I tylko moja. Lubiłem budzić się obok niej, uwielbiałem patrzeć w te brązowe oczy, kochałem słuchać tego słodkiego głosu. Krótko mówiąc ideał.
Nie spieszyło mi się nigdzie, więc z łóżka zwlokłem się dopiero przed jedenastą. Przemyłem twarz zimną wodą. Na przeciw mnie stały kosmetyki mojej księżniczki i mimowolnie na twarzy zagościł mi uśmiech. Robiłem śniadanie, kiedy znalazłem jej ulubiony dżem brzoskwiniowy, a spierzchnięte wargi rozciągnęły się wesoło. Wróciłem do sypialni, aby włożyć na siebie coś więcej niż tylko czarne bokserki. W szafie było więcej damskich ubrań niż moich. Wszystkie miały jedną, śliczną właścicielkę. Patrzyłem na nie uśmiechnięty. Wszystko mi ją przypominało. Nie było przedmiotu, który nie kojarzyłby mi się z tą kruchą istotką. Umówiłem się z kumplem na lunch o dwunastej, więc zarzuciłem kurtkę i wyszedłem. Taksówka już czekała. Pamiętałem czas, kiedy jechaliśmy nią razem, wtedy pierwszy raz przyszła do mojego mieszkania.
Spotkanie z przyjacielem nie skończyło się na lunchu, ale dobrze mi zrobiło. Jakiś czas temu pozrywałem kontakty ze znajomymi, aby każdą chwilę poświęcać tej ślicznotce. Jak widać, nie mieli mi tego za złe. Wiedzieli, że muszę dbać o swój skarb. Po powrocie zrobiłem maślany popcorn i włączyłem nasz ulubiony film. Często tak spędzaliśmy wieczory. Nie ukrywam, że bardzo mi to odpowiadało. Kiedy się skończył, skakałem jeszcze chwilę po kanałach, a w końcu udałem się do sypialni. Chciałem z nią jeszcze chwilę porozmawiać, a potem pójść spać.
"Cześć skarbie, jak minął ci dzień? Bardzo za tobą tęsknie. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu się zobaczymy. Podczas twojej choroby obiecaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli i tego się trzymajmy. Mam nadzieję, że już niedługo będziesz w moich ramionach. Jesteś dla mnie wszystkim. Nic nas nie rozdzieli - nawet dwa światy, w których tkwimy chwilowo osobno. Świat żywych i świat takich jak ty. Zostały mi po tobie zdjęcia, kosmetyki, ubrania i kilka książek. Michał dzisiaj powiedział, żebym się ich pozbył, to może będzie mi łatwiej. Ale ja nie chcę, bo przypominają mi o tobie. Nigdy bym tego nie zrobił. Dzięki nim pamiętam każdy dzień, który razem spędziliśmy. Czekaj tam na mnie. Kocham cię słoneczko."
I zasnąłem.


czwartek, 15 stycznia 2015

Krople deszczu rozbijały się o ulicę, podobnie jak moje łzy o podłogę. Tęsknota. Tak, to dobre słowo by najtrafniej opisać co czułam. Można by tam ująć jeszcze żal. Do siebie i całego świata. Zastanawiałam się jak dać upust emocjom, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Chciałam krzyczeć, ale kiedy rozchylałam wargi nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Piekielny niemy krzyk. Czułam się okropnie. Z niczym nie dawałam sobie rady. Nawet głupiego zadania nie byłam w stanie rozwiązać, bo moje myśli zajęte były czym innym. Rysowanie, czytanie, pisanie - nic nie działało. Związałam włosy w luźny kucyk, założyłam sweter, spodnie, kurtkę i buty. Wyszłam z domu. Nawet nie wiedziałam dokąd zmierzam. Szłam przed siebie. Deszcz mieszał się ze słonymi łzami, które moje oczy produkowały ze zdwojoną siłą. W gruncie rzeczy cieszyłam się, że ulice są puste. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział jak zanoszę się od płaczu. Pytania czy coś się stało były najgorsze. Kiedy pada ludzie siedzą w domach, mało kto włóczy się po parku. Usiadłam na mokrej huśtawce na placu zabaw dla dzieci. Puściłam najcięższą muzykę jaką miałam na komórce. Żeby nie dzielić się nią z otoczeniem założyłam małe, białe słuchawki. Zamknęłam oczy. Powoli chwiałam się w przód i tył, z każdą chwilą coraz bardziej. Kiedy spojrzałam wreszcie dookoła, na huśtawce obok siedziała dobrze znana mi osoba. Moja przyjaciółka. Nie wiedziałam jak mnie tu znalazła, razem byłyśmy w tym miejscu chyba raz. Sama przychodziłam tu często, ale nikomu o tym nie mówiłam. Znała mnie jak nikt inny, nie musiałam nawet mówić co się stało - domyśliła się. Bez słowa wstałam i przytuliłam się do niej mocno. Objęła mnie jak małą dziewczynkę i pocałowała w czoło. Jednomyślnie skierowałyśmy się w stronę mojego domu.
Usiadłyśmy na łóżku, podałam jej kubek gorącej, owocowej herbaty. Uspokajała mnie jej obecność. Przebrane w wygodne dresy włączyłyśmy film. Mało rozmawiałyśmy. Wiedziała, że jak będę chciała, to sama zacznę mówić. Potrzebowałam tylko jej obecności. Obecności ważnej dla mnie osoby.

wtorek, 13 stycznia 2015

Śnieg zaścielił drogę. Ściemniało się. Patrzyłam melancholijnie przez okno. W świetle ulicznych latarni widziałam malutkie spadające płatki śniegu. Zauważyłam zbliżającą się ciemną postać. Była na tyle daleko, że nie mogłam jej dokładnie rozpoznać, zwłaszcza, że znajdowałam się na piętrze. Mimo tego doskonale wiedziałam kto to. Zbiegłam na klatkę schodową po ciemnych, drewnianych schodach. Włożyłam buty i kurtkę. Wyszłam z domu, aby jak najszybciej znaleźć się obok niego. Poczuć jego oddech i cudowne perfumy. Doskonale pamiętałam ten zapach i z utęsknieniem na niego czekałam. Weszliśmy z powrotem do domu. Schodami udaliśmy się na górę, do małego, lawendowego pokoju z mnóstwem porozstawianych przytulanek i świeczek. Drobne płomyczki unosiły się ku górze. Ledwo zamknęłam drzwi, a nasze wargi się złączyły. Powoli i delikatnie ocierały o siebie. Czułam, jakby jutra miało nie być. Liczył się tylko ten jeden moment. Chwila decydująca o wszystkim. Taka najważniejsza, niepowtarzalna. Spojrzeliśmy na siebie. Jego błękitne oczy były najpiękniejsze na świecie, a moje zaraz potem - przynajmniej tak mówił. Zniknęły wszystkie problemy, bo przecież był obok. Usiadł na łóżku, a ja na jego kolanach. Przytuliłam się jak tylko umiałam najmocniej, jakby w obawie, że zniknie. Wyszeptałam, że go kocham. Odpowiedział mi równie cicho. Spojrzałam na niego delikatnie uśmiechnięta. Znał ten wyraz twarzy bardzo dobrze. Kilka godzin minęło na szczerych rozmowach, pocałunkach i ogólnym byciu blisko. Byłam w szoku, że musi już wracać. Wydawało mi się, że upłynęła chwilka. Nawet nie włączyliśmy filmu, który zaplanowaliśmy obejrzeć. Odprowadziłam go na przystanek. Ostatnie przytulenie, złączenie warg. Odwróciłam się i powolnym krokiem zmierzałam do domu. Weszłam do moich własnych czterech ścian. Powietrze przesiąknięte męskimi perfumami, dopalające się świeczki, a na wprost lusterko. Przejrzałam się w nim. Oczy wypełnione miłością, wargi rozciągnięte w uśmiechu, na szyi kilka krwiaków, przypominających wyglądem małe, słodkie owoce. Tak, choćbym miała wszystko, jednak brakowało mi jednego, najważniejszego. Jego oddechu, którego teraz już tak dobrze nie słyszę. Jeden moment zepsuł wszystko. Straciłam go. Ale obiecał mi kiedyś, że beze mnie będzie szczęśliwy i musi dotrzymać słowa. Mijamy się czasami, ale nie patrze mu w oczy. Nie mam odwagi. Zraniłam go i nie potrafiłam tego naprawić. Teraz płacę wysoką cenę za własną głupotę i chwilę nieuwagi. Straciłam moje źródło uśmiechu i szczęścia. Bezpowrotnie.

witam na nowym blogu :)

zaczynam nowego bloga, na którym będę umieszczać krótkie opowiadania, najczęściej w połowie urwane, bo niestety zazwyczaj tak mi one wychodzą. liczę na wejścia i komentarze, miło byłoby mi, gdyby ktoś tu czasem zaglądał i wyraził swoją opinię :)
moje opowiadania są odzwierciedleniem mojego humoru, więc w zależności od nastawienia bywają naprawdę przeróżne.
miłego wieczoru! ஐ